-Gdzie jest ta cholerna mąka ?! - słyszę, gdy tylko
przestępuję próg drzwi wejściowych i jestem przerażony. Każdy byłby przerażony,
gdyby usłyszał taki tekst w mieszkaniu, w którym mieszkają sami faceci.
-W górnej szafce, po lewej stronie od okapu. Na drugiej
półce od dołu, zaraz za pełnoziarnistym makaronem. - odpowiada drugi głos,
który z kolei przyprawia mnie o ciarki na plecach. A to dlatego, że wcale nie
jest kobiecy, jak można by pomyśleć, lecz męski i to doskonale mi znany.
-Nie ma tu żadnej mąki ! Nawet makaronu nie ma, nie mówiąc
już o pełnoziarnistym ! - odpowiada pierwszy.
-Powiedziałem po lewej stronie ! - krzyczy drugi i z tego
co słyszę otwiera szafkę - O tu ! - dodaje i jak się domyślam, wraca do
poprzedniej czynności.
-FUJ! - wydziera się blondyn.
-Co ? - pyta przerażony brunet.
-Masz w domu pszenną mąkę !
-Mamy. - poprawia go szatyn, a ja marszczę brwi. Bo cholera,
co on tu robi ? I czemu mówi, że mają.
-Mamy. - powtarza blondyn i dam sobie rękę uciąć, że właśnie
przewraca oczami.
Widzę, że wrzaski całej trójki zwróciły uwagę Koflera, który
właśnie szybkim krokiem przemierza korytarz. Jest wściekły i rozpoznaję to nie
tylko po mocno zaciśniętych dłoniach, ale również po tym, że mnie nie zauważył.
Andi nie rejestruje wszystkiego wokół siebie tylko wtedy, gdy jest porządnie
wkurzony.
-Co wy tu kurwa robicie ?! - słyszę jego wrzask, co tylko
potwierdza moją teorię. Normalnie Kofler nie wrzeszczy, skłoniłbym się nawet ku
stwierdzeniu, że nie podnosi nawet głosu.
-Lepimy. - odpowiada cicho Stefan.
-Co lepicie ? - warczy Andreas, a ja zastanawiam się czy nie
powinienem interweniować, ale z drugiej strony wiem, że gdy tylko mnie zobaczy
domyśli się co zrobiłem, a wtedy oberwę nie tylko za siebie, ale też za nich.
Poczekam więc, aż złość na nich wyładuje na nich.
-Bo dostaliśmy taki przepis... - zaczyna Michael.
-Jaki znowu przepis ? - Kofler zadaje kolejne pytanie przez
mocno zaciśnięte zęby.
-Na piecho... pero... pier... - duka Kraft - Jak to się
kurwa nazywało ? - wybucha nagle.
-Pierogi. - podpowiada dumnie Schlierenzauer.
-Na co ? - dopytuje Andi.
-No na pie... piecośtam. Takie polskie danie, choć z tego co
mi tłumaczył Żyła to nazwę mają rosyjską. - wyjaśnia Kraft.
-Nie rosyjską nazwę, tylko nazywają się ruskie. - poprawia
młodego Michael.
-Bezsensu. - stwierdza Stefan.
-Skąd macie ten przepis ? - Andreas ciągnie swój wywiad
środowiskowy.
-Dostaliśmy od żony. - rzuca Michael.
-Czyjej żony ?
-Nie wiem, ja tam ich jeszcze nie ogarniam. Na pewno
któregoś z Polaków. - stwierdza Hayböck.
-Od żony Żyły. - precyzuje Gregor.
-No i co według tego przepisu macie zrobić ? - Kofler zadaje
kolejne pytanie, a ja przewracam oczami. Nie wiem czy oni ostatnio tak
zidiocieli, czy Kuttin wyprał im mózgi w Vanishu.
Po mieszkaniu rozchodzi się najpierw szelest papieru, a
później głos Krafta.
-Wybierz się na zakupy do sklepy spożywczego. - zaczyna
czytać - Tu na czerwono ! - ostrzega - Nie zapomnij portfela ! Kup ziemniaki
pół kilo, ser biały tłusty lub pół tłusty. Znowu na czerwono ! Byle nie chudy !
Już jesteście wystarczająco chudzi. I buźka z takim wystawionym językiem !
Jakie to śmieszne ! - wykrzykuje Stefan i zaczyna się śmiać, jednak przerywa mu
głośnie chrząkanie Koflera, który pewnie również posyła mu gniewne spojrzenie.
Kraft odkasłuje i kontynuuje - Pół kilo. Tego sera no nie. No i dalej. Cebulę
ok. pół kilo - cebuli nigdy za dużo ! I znowu buź... - zaczyna z entuzjazmem
Stefan, ale pewnie pod naporem spojrzenia Andreasa przechodzi dalej - Mąkę,
jajka, sól i pieprz - lepiej kup jeśli nie jesteś pewien, czy masz w domu...
-Boże, napisała ten przepis jakby każdy był takim debilem
jak jej mąż. - przerywa Stefanowi Schlierenzauer.
-Gregor ! - oburza się Hayböck.
-Zapłać za zakupy i przynieś je do domu. Gdy już tam
dotrzesz umyj ręce i obierz ziemniaki...
-Dłużej tego nie zdzierżę ! - irytuje się Kofler i z tego co
słyszę wyrywa Kraftowi kartkę z przepisem.
Zapada chwilowa cisza, w trakcie której prawdopodobnie
Andreas studiuje wskazówki Justyny Żyły.
-Gdzie macie tu kurwa napisane, żeby zrobić z kuchni chlew !
- wydziera się w końcu Kofler. Robi to tak nagle, że nawet ja podskakuję w
korytarzu. Strach pomyśleć co dzieje się właśnie z chłopakami.
-Serio coś takiego tam było ? - pyta Michael - Gregor czemu
nie powiedziałeś ?! Powinniśmy byli zaprosić Dietharta !
-Nic tam takiego nie było. - warczy Schlierenzauer.
-No nie było ! Więc dlaczego kuchnia cała wymazana jest
błotem ?! - wścieka się Andreas.
-Bo Michael nie zrozumiał, że ma umyć tylko ręce, a nie
ziemniaki. Gdy tylko zobaczyłem, że pakuje miskę z nimi do zlewu od razu mu ją
wyrwałem ! No i rozsypały się po kuchni. Niestety. - relacjonuje Kraft.
-Mama zawsze mnie uczyła żebym mył wszystkie warzywa, nawet
jak mam je zaraz obrać. - broni się Michael.
-Bo się powinno. - stwierdza Gregor.
-Może nie w tym przepisie ? - sugeruje Stefan.
-Raczej w każdym. - mówi Schlierenzauer - W ogóle Michael...
- zaczyna szatyn.
-Nooo...
-W tym przepisie nie było napisane jakiej trzeba użyć mąki.
Dlaczego więc nie mogłeś użyć pszennej ? - pyta Gregor.
-Bo nie jem tego świństwa ! Wiesz ile to ma kalorii ? To
jest najgorsza mąka ! - piszczy Hayböck.
-A czemu szukałeś mąki w szafce, a nie w siatce z zakupami ?
- dopytuje Schlierenzauer.
-Bo jej tam nie było ? - ni to pyta, ni stwierdza Michael.
-Kto był odpowiedzialny za zakupy ? - zadaje kolejne pytanie
Gregor, a ja mam wrażenie, że zamienił się na role z Koflerem.
-Manuel. - odpowiadają chórem Stefan i Michael.
-Manuel ! - wrzeszczy Kraft, Hayböck i Schlierenzauer.
-Co ? - jęczy Manuel z jednego z pokoi.
Słyszę jak podnosi się z obrotowego krzesła, które stoi przy
jego biurku. Przyciskam więc mocniej plecy do ściany, by ukryć się za
wieszakiem zawalonym kurtkami. Pozostaje mi tylko modlić się o to, by nie
zauważył mojej torby, która stoi pod drzwiami. Dosłownie sekundę po tym, gdy
udaje mi się jako tako ukryć, drzwi od pokoju Fettnera otwierają się i Manu
przemierza korytarz z lizakiem w ustach.
-Czego ? - rzuca znudzony, najprawdopodobniej wcześniej
wyciągając z ust lizaka.
-Czemu nie kupiłeś mąki ? - pyta oskarżycielskim tonem
Schlierenzauer.
-Bo nie było napisane jaka, a jak zobaczyłem ile jest
rodzajów stwierdziłem, że pewnie w domu jakaś jest, a jak kupię złą to znowu
się będziecie czepiać. - wyjaśnia Manuel.
-No niby jest, ale pszenna. - stwierdza Kraft.
-To w czym problem ? - dopytuje Fettner.
-Hayböck nie je pszennej. - rzuca Kofler.
-To nich nie je. - uznaje Manu.
-Ej ! - oburza się Michael.
-A w ogóle to czemu ty nie jesz pszennej mąki ? - dopytuje
Fettner - No ja wiem, że średnio zdrowa, ale każdy je, a ty robisz problemy.
-Nie moja wina, że mi szybko wszystko idzie w boczki ! -
jęczy Hayböck.
Nie wierzę, że właśnie to usłyszałem. To jest jakaś masakra
normalnie.
-Dobra mogę się przejść po jakąś inną, tylko jaką ? -
proponuje Manu, a ja mam nadzieję, że jeszcze o coś się pokłócą, bo jak nie to
Fettner tu przyjdzie, i mnie zobaczy i przejdziemy do mojej sprawy, którą
chciałbym się zająć możliwie najpóźniej.
-Orkiszową najlepiej. - rzuca cicho Michael.
-Ała ! - zaczyna się nagle drzeć Kraft - Ała ! Ała ! Ała !
Ja krwawię !
-Zakrwawiłeś całą cebulę ! - drze się Schlierenzauer.
-Nie krzycz na niego ! - wydziera się Hayböck.
-A ty nie krzycz na mnie ! - warczy Gregor.
-Kupię jeszcze cebulę. - stwierdza Fettner.
-I plastry. - rozkazuje Kofler.
-Plastry ?! - wydziera się Kraft - Po co mi plastry ! Trzeba
mnie zabrać do szpitala ! To jest do szycia !
-Ty chyba w życiu rany do szycia nie widziałeś ! - sugeruje Schlierenzauer.
-Mówiłem ci żebyś na niego nie krzyczał ! - warczy Michael -
Nie płacz Stefan, zaraz to opatrzymy. - mówi spokojnie, tym razem do Krafta.
-Weźcie może sporządźcie jakąś listę. Tylko dokładną, a nie.
- proponuje Manuel.
-Ja tu się wykrwawiam na śmierć, a ty o zakupach ! - wyje
Stefan.
-Nie jęcz jak baba. - rzuca Manu - Przestań wyć, wsadź łapę
pod zimną wodę, popsikaj octaniseptem, naklej plaster i wróć do roboty.
-Jesteś bezduszny. - stwierdza Kofler.
-Ja jestem bezduszny ? - obrusza się Fettner - A kto się na
nich darł jak robili obiad, w który pewnie chętnie wbiłbyś zęby ?
-Wal się. - warczy Andreas.
-Cóż za argument. - ironizuje Manuel.
-Zamknij paszczaka, bo w niego dostaniesz. - ostrzega
Kofler.
Cholera jasna. Chyba muszę wkroczyć. Choć wcale nie chcę.
Jednak ktoś musi rozładować tą atmosferę.
Z trudem odpycham się od ściany, biorę głębszy oddech, z
podłogi podnoszę sportową torbę i zawieszam na swoim ramieniu. Pokonuję tych
kilka kroków i staję w progu kuchni. To co widzę, to jakaś masakra. Kuchnia
wygląda jak jakieś pobojowisko - ziemia, obierki od ziemniaków, cebula, jajka,
krew, pot i łzy. Nie no dobra, łzy też, bo przecież Kraft wyje jak bóbr.
Patrzę jak Hayböck obejmuje Stefana, jak Kofler stara się obejrzeć cięte rany
młodego, jak Schlierenzauer z niechęcią zgarnia zakrwawioną cebulę z blatu do
kosza na śmieci, jak Fettner patrzy na nich z niesmakiem, jednak nie wyciągając
z ust lizaka. I cholera nie mogę się zdecydować czy mi ich brakowało, czy wręcz
przeciwnie.
-Cześć chłopaki. - rzucam w końcu cicho, jednak co dziwne
wszystkim udaje się mnie dosłyszeć.
Widzę jak pięć par oczu wpatruje się we mnie ze zdziwieniem
i po raz pierwszy w życiu czuję się tak dziwnie.
-Morgenstern powrócił na stare śmieci. - stwierdza Manu
posyłając mi wredny uśmieszek.
-Nie. - mówi Kofler kręcąc głową.
-Nie. - powtarzają chórem Michael i Kraft.
-Tak ! - wykrzykuje nagle Schlierenzauer, wyrzucając przy
tym ręce w powietrze - Tak znowu to zrobił ! Znowu zdradził ! Też mi nowina ! -
stwierdza przewracając oczami - Z kim ? - pyta w końcu, a ja opuszczam wzrok.
-Ja pierdolę. - rzuca Manuel i zaczyna się śmiać.
-Co ci było ? - pyta Kraft, który nagle zapomniał o swoim
krwawiącym palcu.
-Kolano znowu się odezwało. - odpowiadam.
-Mózg mógłby ci się w końcu odezwać. - warczy Gregor.
-I kto to mówi ? - prycham podkurzony - Ciekawe co ty tu
robisz ? - pytam uśmiechając się przebiegle.
-Może cię zaskoczę, ale to nie moja wina. Sandrze chyba za
bardzo spodobał się nasz ogrodnik. - odpowiada, a ja już w ogóle czuję się jak
szmata.
-Poczekaj, poczekaj. - rzuca nagle Michael - Nie mów tylko,
że znowu zmajstrowałeś dzieciaka ?
Spuszczam głowę.
-Ja pierdolę. - powtarza Fettner.
-Ty się przynajmniej zabezpieczasz. - mówi do Manuela
Gregor.
~*~
~*~
Zrobiłam ze skoczków idiotów.
Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Publikuję bo nadchodzi sesja.
Czyli wszystko lepsze niż nauka.
Nic nadzwyczajnego.
Pozdrawiam ;*
Czyli wszystko lepsze niż nauka.
Nic nadzwyczajnego.
Pozdrawiam ;*