10 czerwca 2015

skoczna pierogarnia

-Gdzie jest ta cholerna mąka ?! - słyszę, gdy tylko przestępuję próg drzwi wejściowych i jestem przerażony. Każdy byłby przerażony, gdyby usłyszał taki tekst w mieszkaniu, w którym mieszkają sami faceci.
-W górnej szafce, po lewej stronie od okapu. Na drugiej półce od dołu, zaraz za pełnoziarnistym makaronem. - odpowiada drugi głos, który z kolei przyprawia mnie o ciarki na plecach. A to dlatego, że wcale nie jest kobiecy, jak można by pomyśleć, lecz męski i to doskonale mi znany.
-Nie ma tu żadnej mąki ! Nawet makaronu nie ma, nie mówiąc już o pełnoziarnistym ! - odpowiada pierwszy.
-Powiedziałem po lewej stronie ! - krzyczy drugi i z tego co słyszę otwiera szafkę - O tu ! - dodaje i jak się domyślam, wraca do poprzedniej czynności.
-FUJ! - wydziera się blondyn.
-Co ? - pyta przerażony brunet.
-Masz w domu pszenną mąkę !
-Mamy. - poprawia go szatyn, a ja marszczę brwi. Bo cholera, co on tu robi ? I czemu mówi, że mają.
-Mamy. - powtarza blondyn i dam sobie rękę uciąć, że właśnie przewraca oczami.
Widzę, że wrzaski całej trójki zwróciły uwagę Koflera, który właśnie szybkim krokiem przemierza korytarz. Jest wściekły i rozpoznaję to nie tylko po mocno zaciśniętych dłoniach, ale również po tym, że mnie nie zauważył. Andi nie rejestruje wszystkiego wokół siebie tylko wtedy, gdy jest porządnie wkurzony.
-Co wy tu kurwa robicie ?! - słyszę jego wrzask, co tylko potwierdza moją teorię. Normalnie Kofler nie wrzeszczy, skłoniłbym się nawet ku stwierdzeniu, że nie podnosi nawet głosu.
-Lepimy. - odpowiada cicho Stefan.
-Co lepicie ? - warczy Andreas, a ja zastanawiam się czy nie powinienem interweniować, ale z drugiej strony wiem, że gdy tylko mnie zobaczy domyśli się co zrobiłem, a wtedy oberwę nie tylko za siebie, ale też za nich. Poczekam więc, aż złość na nich wyładuje na nich.
-Bo dostaliśmy taki przepis... - zaczyna Michael.
-Jaki znowu przepis ? - Kofler zadaje kolejne pytanie przez mocno zaciśnięte zęby.
-Na piecho... pero... pier... - duka Kraft - Jak to się kurwa nazywało ? - wybucha nagle.
-Pierogi. - podpowiada dumnie Schlierenzauer.
-Na co ? - dopytuje Andi.
-No na pie... piecośtam. Takie polskie danie, choć z tego co mi tłumaczył Żyła to nazwę mają rosyjską. - wyjaśnia Kraft.
-Nie rosyjską nazwę, tylko nazywają się ruskie. - poprawia młodego Michael.
-Bezsensu. - stwierdza Stefan.
-Skąd macie ten przepis ? - Andreas ciągnie swój wywiad środowiskowy.
-Dostaliśmy od żony. - rzuca Michael.
-Czyjej żony ?
-Nie wiem, ja tam ich jeszcze nie ogarniam. Na pewno któregoś z Polaków. - stwierdza Hayböck.
-Od żony Żyły. - precyzuje Gregor.
-No i co według tego przepisu macie zrobić ? - Kofler zadaje kolejne pytanie, a ja przewracam oczami. Nie wiem czy oni ostatnio tak zidiocieli, czy Kuttin wyprał im mózgi w Vanishu.
Po mieszkaniu rozchodzi się najpierw szelest papieru, a później głos Krafta.
-Wybierz się na zakupy do sklepy spożywczego. - zaczyna czytać - Tu na czerwono ! - ostrzega - Nie zapomnij portfela ! Kup ziemniaki pół kilo, ser biały tłusty lub pół tłusty. Znowu na czerwono ! Byle nie chudy ! Już jesteście wystarczająco chudzi. I buźka z takim wystawionym językiem ! Jakie to śmieszne ! - wykrzykuje Stefan i zaczyna się śmiać, jednak przerywa mu głośnie chrząkanie Koflera, który pewnie również posyła mu gniewne spojrzenie. Kraft odkasłuje i kontynuuje - Pół kilo. Tego sera no nie. No i dalej. Cebulę ok. pół kilo - cebuli nigdy za dużo ! I znowu buź... - zaczyna z entuzjazmem Stefan, ale pewnie pod naporem spojrzenia Andreasa przechodzi dalej - Mąkę, jajka, sól i pieprz - lepiej kup jeśli nie jesteś pewien, czy masz w domu...
-Boże, napisała ten przepis jakby każdy był takim debilem jak jej mąż. - przerywa Stefanowi Schlierenzauer.
-Gregor ! - oburza się Hayböck.
-Zapłać za zakupy i przynieś je do domu. Gdy już tam dotrzesz umyj ręce i obierz ziemniaki...
-Dłużej tego nie zdzierżę ! - irytuje się Kofler i z tego co słyszę wyrywa Kraftowi kartkę z przepisem.
Zapada chwilowa cisza, w trakcie której prawdopodobnie Andreas studiuje wskazówki Justyny Żyły.
-Gdzie macie tu kurwa napisane, żeby zrobić z kuchni chlew ! - wydziera się w końcu Kofler. Robi to tak nagle, że nawet ja podskakuję w korytarzu. Strach pomyśleć co dzieje się właśnie z chłopakami.
-Serio coś takiego tam było ? - pyta Michael - Gregor czemu nie powiedziałeś ?! Powinniśmy byli zaprosić Dietharta !
-Nic tam takiego nie było. - warczy Schlierenzauer.
-No nie było ! Więc dlaczego kuchnia cała wymazana jest błotem ?! - wścieka się Andreas.
-Bo Michael nie zrozumiał, że ma umyć tylko ręce, a nie ziemniaki. Gdy tylko zobaczyłem, że pakuje miskę z nimi do zlewu od razu mu ją wyrwałem ! No i rozsypały się po kuchni. Niestety. - relacjonuje Kraft.
-Mama zawsze mnie uczyła żebym mył wszystkie warzywa, nawet jak mam je zaraz obrać. - broni się Michael.
-Bo się powinno. - stwierdza Gregor.
-Może nie w tym przepisie ? - sugeruje Stefan.
-Raczej w każdym. - mówi Schlierenzauer - W ogóle Michael... - zaczyna szatyn.
-Nooo...
-W tym przepisie nie było napisane jakiej trzeba użyć mąki. Dlaczego więc nie mogłeś użyć pszennej ? - pyta Gregor.
-Bo nie jem tego świństwa ! Wiesz ile to ma kalorii ? To jest najgorsza mąka ! - piszczy Hayböck.
-A czemu szukałeś mąki w szafce, a nie w siatce z zakupami ? - dopytuje Schlierenzauer.
-Bo jej tam nie było ? - ni to pyta, ni stwierdza Michael.
-Kto był odpowiedzialny za zakupy ? - zadaje kolejne pytanie Gregor, a ja mam wrażenie, że zamienił się na role z Koflerem.
-Manuel. - odpowiadają chórem Stefan i Michael.
-Manuel ! - wrzeszczy Kraft, Hayböck i Schlierenzauer.
-Co ? - jęczy Manuel z jednego z pokoi.
Słyszę jak podnosi się z obrotowego krzesła, które stoi przy jego biurku. Przyciskam więc mocniej plecy do ściany, by ukryć się za wieszakiem zawalonym kurtkami. Pozostaje mi tylko modlić się o to, by nie zauważył mojej torby, która stoi pod drzwiami. Dosłownie sekundę po tym, gdy udaje mi się jako tako ukryć, drzwi od pokoju Fettnera otwierają się i Manu przemierza korytarz z lizakiem w ustach.
-Czego ? - rzuca znudzony, najprawdopodobniej wcześniej wyciągając z ust lizaka.
-Czemu nie kupiłeś mąki ? - pyta oskarżycielskim tonem Schlierenzauer.
-Bo nie było napisane jaka, a jak zobaczyłem ile jest rodzajów stwierdziłem, że pewnie w domu jakaś jest, a jak kupię złą to znowu się będziecie czepiać. - wyjaśnia Manuel.
-No niby jest, ale pszenna. - stwierdza Kraft.
-To w czym problem ? - dopytuje Fettner.
-Hayböck nie je pszennej. - rzuca Kofler.
-To nich nie je. - uznaje Manu.
-Ej ! - oburza się Michael.
-A w ogóle to czemu ty nie jesz pszennej mąki ? - dopytuje Fettner - No ja wiem, że średnio zdrowa, ale każdy je, a ty robisz problemy.
-Nie moja wina, że mi szybko wszystko idzie w boczki ! - jęczy Hayböck.
Nie wierzę, że właśnie to usłyszałem. To jest jakaś masakra normalnie.
-Dobra mogę się przejść po jakąś inną, tylko jaką ? - proponuje Manu, a ja mam nadzieję, że jeszcze o coś się pokłócą, bo jak nie to Fettner tu przyjdzie, i mnie zobaczy i przejdziemy do mojej sprawy, którą chciałbym się zająć możliwie najpóźniej.
-Orkiszową najlepiej. - rzuca cicho Michael.
-Ała ! - zaczyna się nagle drzeć Kraft - Ała ! Ała ! Ała ! Ja krwawię !
-Zakrwawiłeś całą cebulę ! - drze się Schlierenzauer.
-Nie krzycz na niego ! - wydziera się Hayböck.
-A ty nie krzycz na mnie ! - warczy Gregor.
-Kupię jeszcze cebulę. - stwierdza Fettner.
-I plastry. - rozkazuje Kofler.
-Plastry ?! - wydziera się Kraft - Po co mi plastry ! Trzeba mnie zabrać do szpitala ! To jest do szycia !
-Ty chyba w życiu rany do szycia nie widziałeś !  - sugeruje Schlierenzauer.
-Mówiłem ci żebyś na niego nie krzyczał ! - warczy Michael - Nie płacz Stefan, zaraz to opatrzymy. - mówi spokojnie, tym razem do Krafta.
-Weźcie może sporządźcie jakąś listę. Tylko dokładną, a nie. - proponuje Manuel.
-Ja tu się wykrwawiam na śmierć, a ty o zakupach ! - wyje Stefan.
-Nie jęcz jak baba. - rzuca Manu - Przestań wyć, wsadź łapę pod zimną wodę, popsikaj octaniseptem, naklej plaster i wróć do roboty.
-Jesteś bezduszny. - stwierdza Kofler.
-Ja jestem bezduszny ? - obrusza się Fettner - A kto się na nich darł jak robili obiad, w który pewnie chętnie wbiłbyś zęby ?
-Wal się. - warczy Andreas.
-Cóż za argument. - ironizuje Manuel.
-Zamknij paszczaka, bo w niego dostaniesz. - ostrzega Kofler.
Cholera jasna. Chyba muszę wkroczyć. Choć wcale nie chcę. Jednak ktoś musi rozładować tą atmosferę.
Z trudem odpycham się od ściany, biorę głębszy oddech, z podłogi podnoszę sportową torbę i zawieszam na swoim ramieniu. Pokonuję tych kilka kroków i staję w progu kuchni. To co widzę, to jakaś masakra. Kuchnia wygląda jak jakieś pobojowisko - ziemia, obierki od ziemniaków, cebula, jajka, krew, pot i łzy. Nie no dobra, łzy też, bo przecież Kraft wyje jak bóbr. Patrzę jak Hayböck obejmuje Stefana, jak Kofler stara się obejrzeć cięte rany młodego, jak Schlierenzauer z niechęcią zgarnia zakrwawioną cebulę z blatu do kosza na śmieci, jak Fettner patrzy na nich z niesmakiem, jednak nie wyciągając z ust lizaka. I cholera nie mogę się zdecydować czy mi ich brakowało, czy wręcz przeciwnie.
-Cześć chłopaki. - rzucam w końcu cicho, jednak co dziwne wszystkim udaje się mnie dosłyszeć.
Widzę jak pięć par oczu wpatruje się we mnie ze zdziwieniem i po raz pierwszy w życiu czuję się tak dziwnie.
-Morgenstern powrócił na stare śmieci. - stwierdza Manu posyłając mi wredny uśmieszek.
-Nie. - mówi Kofler kręcąc głową.
-Nie. - powtarzają chórem Michael i Kraft.
-Tak ! - wykrzykuje nagle Schlierenzauer, wyrzucając przy tym ręce w powietrze - Tak znowu to zrobił ! Znowu zdradził ! Też mi nowina ! - stwierdza przewracając oczami - Z kim ? - pyta w końcu, a ja opuszczam wzrok.
-Ja pierdolę. - rzuca Manuel i zaczyna się śmiać.
-Co ci było ? - pyta Kraft, który nagle zapomniał o swoim krwawiącym palcu.
-Kolano znowu się odezwało. - odpowiadam.
-Mózg mógłby ci się w końcu odezwać. - warczy Gregor.
-I kto to mówi ? - prycham podkurzony - Ciekawe co ty tu robisz ? - pytam uśmiechając się przebiegle.
-Może cię zaskoczę, ale to nie moja wina. Sandrze chyba za bardzo spodobał się nasz ogrodnik. - odpowiada, a ja już w ogóle czuję się jak szmata.
-Poczekaj, poczekaj. - rzuca nagle Michael - Nie mów tylko, że znowu zmajstrowałeś dzieciaka ?
Spuszczam głowę.
-Ja pierdolę. - powtarza Fettner.

-Ty się przynajmniej zabezpieczasz. - mówi do Manuela Gregor.

~*~


~*~

Zrobiłam ze skoczków idiotów.
Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Publikuję bo nadchodzi sesja.
Czyli wszystko lepsze niż nauka.
Nic nadzwyczajnego.
Pozdrawiam ;*

1 komentarz:

  1. -Nie moja wina, że mi szybko wszystko idzie w boczki ! - jęczy Hayböck.
    ja dziękuję!!!!!!

    z nimi to tylko gotować.

    świetne, jak zawsze. i ten, chcę więcej <3

    OdpowiedzUsuń