Wchodzę do pokoju i widzę jak jesz ciastka. Moje ciastka.
Ciastka, których ty nie chciałeś. Doszczętnie niszczysz mi tym dzień, który nie
był ciekawy od samego rana. Od samego rana, gdy obudziłam się, a ciebie nie
było obok. Była tylko kartka zapisana tymi twoimi krzywymi literkami,
informująca o tym, że pojechałeś do Fannemela. Czemu ? Nie wiem. Niezależnie co
by się z nim działo i tak będę na ciebie wściekła.
Odwracasz się w moim kierunku. Dopiero teraz spostrzegłeś,
że tu jestem, a przecież weszłam do mieszkania już jakiś czas temu.
-Wziąłem bo nie ma obiadu, a ja jestem strasznie głodny. –
mówisz na wstępie.
Żadnego „dzień dobry”, „miło cię widzieć”, żadnego
wyjaśnienia, nawet głupiego słowa „kochanie”. Wściekła ściągam z nóg szpilki,
te cholerne, niewygodne szpilki, na które to ty mnie namówiłeś twierdząc, że
wyglądam w nich wyśmienicie. Pewnie dalej bym w to wierzyła, gdyby narąbany
Atle nie wygadał się jakie to masz „sposoby” na szybkie zakupy z kobietą.
„Mówisz jej, że wygląda w tym świetnie i jej to kupujesz. Może wydasz trochę
więcej, ale masz pewność, że będzie w tym chodzić bo myśli, że tobie się w tym
podoba. Poza tym po odwiedzeniu kilku pierwszych sklepów ma wszystko czego
potrzebuje. Nie jest zmęczona więc możesz liczyć na dobry sex.” – nigdy nie
zapomnę Roensena bełkoczącego te słowa.
Wchodzę do sypialni, trzaskając przy tym drzwiami. Jesteś
zdziwiony. Na sto procent jesteś zdziwiony, wiem to, mimo że cię nie widzę.
Zaraz tu wejdziesz. Pięć, cztery, trzy…
O twój nowy rekord !
-Kochanie co się stało, jesteś zmęczona ? – pytasz, a ja mam
ochotę przywalić ci w twarz, jednak twój słodki ton działa na mnie kojąco.
O nie, muszę się pozbierać. Tym razem nie ujdzie ci na
sucho.
Nie odzywam się. Wprowadzam ciche dni. Przebieram się w
dresy, a ty wciąż wodzisz za mną wzrokiem.
-Jesteś w ciąży ? – rzucasz nagle gdy jestem w trakcie
zmieniania bluzki, a ja zastanawiam się skąd to wiesz, przecież nic ci jeszcze
nie mówiłam, Birgitte na pewno też nie. Ona nie jest taką paplą jak jej mąż.
Tak, nigdy nie zapomnę tego, że dowiedziałam się o tym że jestem z tobą
zaręczona, nim jeszcze mi się oświadczyłeś.
-Sugerujesz, że jestem gruba ? – odpowiadam marszcząc brwi,
przy czym mocniej naciągam koszulkę.
-Nie. – oznajmiasz szybko, jednak widzę w twoich oczach, że
kłamiesz – To znaczy... – mruczysz pod nosem, jednak w końcu decydujesz się to
powiedzieć – Tak, sugeruję że jesteś, no może nie gruba, ale grubsza niż
wcześniej. I nie, nie przeszkadza mi to. Po prostu mówię to co jako pierwsze
wpadło mi do głowy.
-To następnym razem zastanów się nad tym co mówisz. – rzucam
głupio zamiast powiedzieć ci prawdę. Czemu się tak zachowuję ? Kompletnie nie
wiem. Może to przez hormony ?
Zarzucam na siebie bluzę i ruszam do kuchni. Podążasz za mną
jak ten bezpański pies, który szuka nowego opiekuna. O nie mój drogi ! Nie będę
twoim opiekunem, to ty masz się opiekować mną. Masz się opiekować nami.
-Napijesz się może herbaty ? – pytam, a ty energicznie
kiwasz głową – Świetnie, w takim razie zrób i mi. – mówię i widzę twoją
zdziwioną minę. Jak możesz wciąż się na to nabierać ?
Wychodzę z kuchni i kieruję się do salonu. Zajmuję miejsce
na kanapie. Słyszę jak nalewasz do czajnika wody, a później stawiasz go na
gazie.
-Powiesz mi co się stało ? – pytasz prawie że kładąc się na
blacie, który oddziela kuchnię od salonu.
Dobrze wiesz jak tego nienawidzę. Wystarcza moje jedno
spojrzenie, a ty momentalnie odsuwasz się od blatu.
Grzeczny chłopczyk.
Po chwili przysiadasz obok mnie, a wtedy ja z niewiadomych
mi przyczyn zaczynam płakać. Zalewam się łzami, a ty wpatrujesz się we mnie
zdezorientowany. W pewnym momencie przyciągasz mnie do siebie, a ja tonę w
twoich ramionach. Po kilku minutach, gdy już udaje mi się w miarę uspokoić,
odpycham cię od siebie. Patrzysz na mnie zdezorientowany. Jeszcze bardziej
zdezorientowany niż wcześniej i pewnie patrzyłbyś się tak dłużej i może w końcu
odezwał, jednak gwiżdżący czajnik przywołuje cię do kuchni.
Wracasz chwilę później i stawiasz na ławie dwa kubki z parującym
napojem, po czym siadasz obok mnie i kładziesz swoją rękę na moich barkach,
jednocześnie przyciągając mnie bliżej. Wyrywam ci się i podkurczam nogi
obejmując je rękoma.
-Powiesz mi co się stało ? – pytasz poirytowany, a ja znów
zaczynam płakać.
Skoro tak mają wyglądać najbliższe miesiące, to ja szczerze
dziękuję i z ręką na sercu przysięgam, że już nigdy więcej nie będę uprawiała
sexu bez zabezpieczenia. Słowo harcerza, harcerki znaczy i w tym momencie to
wcale nie jest ważne, że nigdy nie byłam harcerką.
-Aina. – sposób w jaki wypowiadasz moje imię nie podoba mi
się, nie jest tak czuły jak zazwyczaj, a raczej bardziej stanowczy, a nawet
lekko szorstki.
-Po co pytasz, skoro i tak cię to nie interesuje. – jęczę
rozżalona starając się kolanami otrzeć łzy spływające po policzkach.
-Interesuje. Dobrze wiesz, że interesuje. – od razu się
tłumaczysz.
-A wcale że nie ! – wykrzykuję, a ty momentalnie odskakujesz
kawałek i wyglądasz przy tym jak przerośnięta pchła.
-Aina ! Nie rozumiem w ogóle o co masz do mnie pretensje ?!
Co ci takiego zrobiłem ?! – ty również zaczynasz krzyczeć.
-Zjadłeś moje ciastka ! A jak byliśmy w sklepie to ich nie
chciałeś !
-Tyle płaczu i krzyku o byle ciastka ?! Jak chcesz to mogę
pójść i ci kupić drugie.
-Już ich nie chcę. – mruczę pod nosem.
Poirytowany przewracasz oczami.
-Poza tym to nie wszystko. – mówię lekko podniesionym
głosem.
-No dobrze. W takim razie proszę, wylej swoje żale. –
prychasz siadając wygodniej.
-Zostawiłeś mnie dzisiaj rano samą i pojechałeś sobie do
Fannemela.
-Anders ma kłopoty, nie może się pozbierać po rozstaniu z
dziewczyną. – tłumaczysz.
-Traktujesz mnie jak jakąś kurę domową.
-Czyli jak i w ogóle kiedy ? – pytasz marszcząc czoło.
-Na przykład dzisiaj. Wróciłam z pracy, a ty miałeś do mnie
pretensje, że nie ma obiadu…
-Nie miałem do ciebie pretensji ! – przerywasz mi oburzony,
jednak po wypowiedzeniu tych słów dajesz mi dokończyć.
-…a ja przecież pracuję na cały etat i nawet nie miałam
kiedy. Dopiero co wróciłam do domu. Jestem zmęczona i miałam tragiczny dzień.
Jak się obudziłam nie było cię obok, potem Edgar dał mi najgorszy z możliwych
projektów, dostałam opieprz od szefa, w dodatku nawet nie wiem za co. A gdy już
wróciłam do domu to zobaczyłam ciebie pożerającego moje ciastka. W dodatku
nawet nie powiedziałeś do mnie „kochanie”, tylko „wziąłem bo nie było obiadu”. –
ostatnie słowa mówię dziwnym głosem starając się naśladować ciebie.
-Wściekasz się o to, że nie powiedziałem do ciebie
„kochanie” ? – pytasz zdziwiony.
-Jak chcesz mieć obiad na stole zawsze jak wrócisz, to
zatrudnij sobie jakąś pomoc domową, bo ja nie będę wszystkiego robić.
Nie odzywasz się, postanawiasz to przemilczeć. Nastaje
cisza, głucha cisza kująca w uszy, którą przerywają jedynie moje pochlipywania.
-Aina. – mówisz, jednocześnie dotykając mojego ramienia.
Momentalnie unoszę głowę do góry i kontynuuję.
-Poza tym ciągle siedzą mi w głowie słowa Atle o tych twoich
„szybkich zakupach z kobietą”. Jak mogłeś stosować na mnie jakieś swoje
psychologiczne zagrania ! – wykrzyknęłam.
-Przeginasz Aina. Rozmawialiśmy już przecież o tym i
wszystko sobie wyjaśniliśmy. Mieliśmy już do tego nie wracać. – jesteś
wściekły, słychać to w twoim głosie.
-A może jednak powinniśmy do tego wrócić ?! – wrzeszczę
poirytowana, a ty ewidentnie masz dość.
Podnosisz się z miejsca i ruszasz w kierunku wyjścia.
-Wychodzę. – komunikujesz mi, jakbym była co najmniej ślepa
albo głucha – A ty… nie wiem. Uspokój się, zastanów nad sobą. Nie wiem.
-Tak, zostaw kobietę z dzieckiem ! – wrzeszczę, gdy
zaczynasz otwierać drzwi.
-„Kobietę z dzieckiem” – prychasz – Jak ty nawet nie masz
dziecka !
-A właśnie, że mam !
-Co ?! – wrzeszczysz oburzony – Ukrywasz przede mną fakt, że
masz dziecko ?! Jak mogłaś mi tego nie powiedzieć ?! Kto jest jego ojcem i
gdzie ono w ogóle jest ?! Zdradzałaś mnie, czy może już wcześniej je miałaś ?!
– wszystkie te pytania wyrzucasz z siebie z prędkością światła, a ton twojego
głosu z każdą chwilą robi się głośniejszy.
-Jestem w ciąży idioto ! – krzyczę, a ty zastajesz w
bezruchu.
Potrzebujesz chwili, by załapać, jednak ja nie mam ochoty ci
jej dawać. Odwracam się do ciebie tyłem i kontynuuję swoją wypowiedź.
-Mam prawo na ciebie wrzeszczeć ! Mam prawo płakać ! Mam
prawo histeryzować ! Mam prawo czepiać się o byle co ! W moim organizmie
szaleją te głupie hormony i szczerze powiedziawszy mam tego dość ! A ty masz to
wszystko uszanować i znosić, bo tobie też się należy ! W końcu ty też masz w
tym swój udział ! – kończę i czekam na twoją odpowiedź, jednak nic nie słyszę –
Możesz do jasnej cholery coś powiedzieć ?! – krzyczę odwracając się w twoim
kierunku. Czekam na twoją odpowiedź, jednak ty nic nie mówisz. Cały czas stoisz
w tym samym miejscu i wpatrujesz się w tylko sobie znanym kierunku – Kenneth do
cholery ! Jestem w ciąży ! Zostaniesz ojcem ! – krzyczę, a ty mdlejesz –
Kenneth ? – pytam spokojniej zmartwionym głosem, wpatrując się w ciebie
leżącego na granatowym puchatym dywanie – Kenneth ! – jęczę, po czym ponownie
dzisiejszego dnia zaczynam płakać.
~*~
~*~
Takie oto coś odnalezione w czeluściach mojego komputera w trakcie poszukiwania weny, inspiracji i nie wiadomo czego jeszcze.
Dodaje bo dawno (nie oszukujmy się bardzo, bardzo, b a r d z o dawno) niczego nie było.
Pozdrawiam :*
Coś niesamowitego w tej historii jest. Idealnie oddaje psychikę kobiety. Tak mi się wydaje ;) A do tego dość mocno zaskakująca końcówka. Nawet bardzo mocno ;)
OdpowiedzUsuń